Rozdział 2 „Początek”
Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz przepraszam. Chwilę mnie tutaj nie było, ale mam usprawiedliwienie! Które i tak nikogo nie obchodzi :D Święta, szkoła takie tam. Nazbierało się tego trochę, ale teraz zamierzam pisać bardziej systematycznie. Notkę dedykuję wszystkim komentującym i czytającym (a trochę ich jest, aż sam się zdziwiłem :D) tego bloga. Tak więc nie przedłużając zapraszam do czytania:
Pewien 7-
letni blondyn skakał po konarach drzew. W głowie cały czas kłębiły mu się myśli
wydarzeń z przed kilku chwil. Jednak zaraz zostały zastąpione przez
nieprzyjemne wizję jego najbliższej przyszłości.
-„Podsumujmy fakty, jestem siedmioletnim dzieckiem, uciekinierem z wioski liścia, a ze sobą mam tylko ubranie. Pewnie już wysłano oddział, który ma mnie wytropić. Nie mogę udać się do żadnej z wioski bo na pewno krąży za mną list gończy, a co z tym się wiąże odeślą mnie z powrotem. Chociaż słyszałem, ze Kraj Żelaza jest neutralny, lecz wątpię, że przyjmą jinchuuriki z otwartymi ramionami. Na razie będę musiał uciec jak najdalej od Liścia i znaleźć kryjówkę na kilka dni. Potem się wymyśli.” – skończył rozmowę z samym sobą w myślach i wznowił bieg.
***
Tymczasem w siedzibie Hokage..-Że co się stało?! Jakim cudem ten mały bachor zdołał uciec?! Mam wam wszystkim skrócić ciało o głowę?!
-Ale Hokage-sama z zeznań świadków dowiedzieliśmy się, że ktoś mu pomagał.
-A więc, kto to był?
-Osoba, która dzierży sharingan w oczach.
-Ktoś z klanu Uchiha? Ale przecież oni wszyscy zginęli 13 lat temu podczas ataku Kyuubiego.
-„Czyżby Itachi? Tylko on przeżył, a i o tym fakcie wie nie wiele osób. Nikt nie może się o tym dowiedzieć.”
-Wyślijcie wszystkie jednostki tropiące! Macie mi tu przynieść tego demona, żywego. Nie możemy pozostać bez broni, to psuje równowagę sił między wioskami.
-Tak jest Hokage-sama.- Po tych słowach shinobi wyszli z gabinetu zostawiając trzeciego samego ze swoimi myślami.
-„Jeśli Itachi nadal jest z nim to możemy mieć spory kłopot. Ale skąd on się o tym wszystkim dowiedział?”
***
Niebo stopniowo zaczynało zmieniać barwę z niebieskiej na czarną. Naruto
siedział przy ognisku a w ręce trzymał patyk z nabitą na niego jaszczurką. -Mam jakieś 5 godzin przewagi nad nimi. W nocy będę musiał spać bez rozpalonego ogniska, bo w ten sposób łatwiej mnie znajdą. Nie jest aż tak zimno, powinienem wytrzymać.- po tych słowach zaczął gasić ogień ziemią wcześniej do tego przygotowaną i biorąc ostatni kęs jedzenia, położył się spać pod stertą liści.
Rankiem chłopca obudził hałas wywodzący się z pobliskich krzaków. Blondyn przestraszył się wizji możliwego wyśledzenie przez shinobi wioski, lecz gdy po kilku sekundach z krzaków wyleciała mała wiewiórka jego obawy poszły w niepamięć.
-„Jestem zbytnio nerwowy”- pomyślał.
Po tym zdarzeniu posprzątał obozowisko i udał się w dalszą drogę ku granicom kraju ognia.
***
-Jirayia? -Witaj mistrzu.
-A więc wróciłeś?
-Tak. Popełniłem błąd odchodząc, ale po śmierci Minato straciłem swojego jedynego ucznia, byłem przekonany, że to on był dzieckiem z przepowiedni. Jednak wróciłem, muszę zająć się Naruto. Dostatecznie długo wychowywał się sam.
-„A więc to po niego przybył! Jak mam mu to powiedzieć, on o niczym nie wie.”
-Rozumiem. Jednak nie możesz się teraz z nim spotkać.
-Czemu mistrzu?
-Ponieważ.. aktualnie przebywa na misji.
-Misji? Siedmiolatek?
-Naruto.. okazał się bardzo dobrze rozwijającym się ninja, więc postanowiłem przydzielić go już do senseia.
-„Coś mi tu nie gra, ale muszę udawać, żeby Trzeci się nie połapał się w moich obawach.”
-Ach.. rozumiem, spotkam się z nim, gdy powróci z misji.
-Tak będzie najlepiej.
-Żeganj sensei.- po tych słowach sanin wyskoczył przez okno wprost na główną ulicę Konohy.
-„Ta cała sprawa jest jakaś dziwna, muszę porozmawiać z Kakashim. Był uczniem Minato więc na pewno nie skłamie w sprawie Naruto.”
-Hideo!- krzyknął Trzeci, przywołując do siebie podwładnego.
-Tak, Hokage-sama?
-Sannin Jirayia wrócił do wioski..-
-To wspaniale! Po siedmiu latach nareszcie zdecydował się na powrót. Co związku z tym, Sarutobi-sama?
-Wiedziałbyś gdybyś mi nie przerywał!
-Przepraszam, Hokage-sama- dodał stłumionym głosem mężczyzna.
-Nie ważne.
Masz przekazać ANBU ten rozkaz- tu Trzeci dał Hideo kawałek papieru.
-Bez zbędnych pytań! Możesz już odejść.
-Hai.
***
Białowłosy mężczyzna wędrował ulicami wioski ku skupisku czakry kopiującego
ninja. Znalazł go pod podcieniem jednego z domów, siedzącego i czytającego
swoje zbereźne książeczki.-Kakashi cieszę się, że lubisz moje książki.- wyszczerzył się do niego Jirayia.
-Jirayia-sama? Wróciłeś?
-Tylko wróciłeś i wróciłeś.. w tej wiosce nie ma już lepszych tematów do
rozmów? Nie przyszedłem do ciebie w sprawie mojego powrotu.
-Więc w jakiej?
-Chcę porozmawiać o Naruto.-Naruto?
-Tak, ponoć przebywa na misji, ale..-
-Na misji? Naruto umarł siedem lat temu, zaraz po twoim odejściu z wioski.
-Co powiedziałeś?!
KONIEC
CZĘŚCI DRUGIEJ